W swoim artykule Tomasz Kamiński prezentuje swoje argumenty w 5 podpunktach, do których chce się ustosunkować.
Pierwszym argumentem mają być badania statystyczne i zgoda większości Polaków na religię w szkole. Tak się składa, że jestem matematykiem i na Uniwersytecie Łódzkim wykładam m.in. Statystykę Opisową. Na jednym z pierwszych slajdów, które pokazuję studentom, jest cytat z Marka Twaina „Są trzy rodzaje kłamstw: kłamstwa, bezczelne kłamstwa i statystyki.” Wyniki badań statystycznych zależą od wielu czynników, jednym z nich, zasadniczym, jest, jakie pytanie, jak sformułowane, zostanie postawione. Tomasz Kamiński powołuje się na badania CBOS i pisze „Póki co, jedyne twarde dane to wyniki badania opinii publicznej (CBOS, XII 2013), z którego wynika, że aż 82% Polaków popiera religię w szkołach.” Sięgnęłam do tego raportu CBOS i stwierdziłam, że 82% Polaków odpowiedziało „nie”, na pytanie: „Proszę powiedzieć, czy rażą Pana(ią), czy też nie rażą, lekcje religii w szkołach?” Każdy widzi różnicę między deklaracją: Tak, podoba mi się ta sytuacja, a odpowiedzią, nie, nie razi mnie ta sytuacja. Sięgnęłam też po inne badania (nie jest ich zbyt dużo) i przeczytałam: 51 procent ankietowanych opowiedziało się za pozostawieniem religii w szkołach, a 43 procent wolałoby jej przeniesienia do parafii – wynika z sondażu TNS Polska. Czyli rozbieżności w badaniach są ogromne. Brakuje mi też badań, w których pytanie o religię w szkole zostałoby sprecyzowane, w zależności od poziomu edukacji. Czyli dowiedzielibyśmy się, ilu rodziców chce religii w przedszkolu, szkole podstawowej, gimnazjum, czy szkole średniej. Wyniki mogłyby się znacząco różnić, bo rodzice podkreślają, że chcą religii w szkole (głównie podstawowej) ze względu na „wygodę”, brak konieczności zapewnienia dziecku opieki w drodze do Kościoła. Znamy za to odpowiedź na pytanie, ilu z nich uważa, że lekcje te powinny być na pierwszych i ostatnich godzinach lekcyjnych i wiemy że takie rozwiązanie popiera większość (81%). Dodatkowo w raporcie (CBOS, XII 2013), czytamy: „Jednocześnie większość badanych (od 55% do 64%) była przeciwna wystawianiu stopni z religii, wliczaniu ich do średniej ocen, (co obecnie ma miejsce) oraz możliwości zdawania egzaminu maturalnego z religii (obecnie nie ma takiej możliwości).” W raporcie autorzy zwracali sami uwagę, że formuła pytania „nie razi” mogła mieć znaczący wpływ na wysoki procent akceptacji religii w szkole.
Drugim argumentem była sytuacja w innych krajach oraz tradycja wynikająca z historii. Jak to jest w innych krajach? Nie jestem specjalistą, ani od prawodawstwa, ani nawet systemów edukacyjnych innych państw, ale zajrzałam do takich porównań i np. o ile w Niemczech religia jest w szkole, (na różnych zasadach w różnych landach), to do 14 roku życia o uczestnictwie w lekcjach religii decyduje rodzic, a potem już samo dziecko. Czyli nie tylko nie jest obowiązkowa, podobnie jak u nas, to jeszcze daje prawo do decyzji o swojej wierze już czternastolatkom. Dodatkowo raporty mówią, że akceptowanie nauczania religii w niemieckim systemie edukacji wynika z programu nastawionego na tolerancję, miłość bliźniego, akceptowania inności itp., a obawiam się, że program religii w polskich szkołach takie zagadnienia obejmuje w mniejszym stopniu. Nie chcę dalej wdawać się w porównania, bo na ten temat za mało wiem, ale odniosę się do odwołania do tradycji historycznych. Zgadza się, kiedyś religia była w każdej szkole, a jeszcze dawniej wszystkie szkoły były szkołami kościelnymi, ale czasy się zmieniają, społeczeństwa laicyzują, i do takiej sytuacji już nikt nie chce wracać.
Trzeci element to koszty. W swoim tekście „Miliard trzysta sześćdziesiąt cztery miliony powodów”, Marcin Celiński, uzasadnił, dlaczego wydatki na lekcje religii są czymś nieuzasadnionym w niedofinansowanej polskiej szkole. Ja dodatkowo posłużę się sondażami, z których wiemy, że z jednej strony tylko 38% chce część swoich dochodów (0,3%) przeznaczyć na Kościół , ale z drugiej wielu z nas nie utożsamia wydatków z budżetu państwa, z wydatkami ze swojej kieszeni i chętniej wydaje pieniądze państwowe. Jednak, gdy posłużymy się sondażem , w który ściśle jest mowa o finansowaniu przez państwo lekcji religii w szkole, to widzimy, że spośród prawie 60%, które jest za nauczaniem religii w szkołach tylko 79% chce aby było to finansowane z budżetu, co oznacza, że tylko ok 47% społeczeństwa, popiera dopłacanie przez państwo do lekcji religii.
Czwarty punkt programu to kwestia naruszania praw dzieci, problemów wynikających z obecności katechezy w szkole oraz kwestia lekcji etyki. Chciałabym najpierw przypomnieć jak wygląda sytuacja etyki w szkole (http://wyborcza.pl/1,75248,16773020,Etyka_traktowana_jest_w_szkolach_po_macoszemu.html), i mimo, że w tej kwestii wiele zmienia się na lepsze, to w dalszym ciągu etyka odbywa się przed lub po lekcjach, a religia w trakcie (tak jest w liceum córki), lekcje etyki są w nie wszystkich szkołach (w gimnazjum córki (duże miasto) nie było), i lekcje etyki bywają też prowadzone przez katechetów. Dodatkowo dla oszczędzenia czasu np. w liceum czy gimnazjum rodzice nie zapisują dzieci ani, na religię, ani na etykę, czyli na świadectwie w miejscu religia/etyka jest pusto, czyli mamy jawność wyboru. Dzieci, które nie uczestniczą w zajęciach religii, najczęściej nie są powszechnie prześladowane, ale często skazywane na przesiadywanie na korytarzu lub w świetlicy, nie proponuje im się w tym czasie innych zajęć. Wróćmy też do modlitwy na lekcji matematyki i odniesienia do tradycji panującej w tej szkole. Nawet w jednej ze szkół katolickich, w której 100% dzieci zadeklarowało się, jako wierzące (a warunkiem przyjęcia do szkoły jest opinia proboszcza macierzystej parafii) rodzice zaprotestowali, gdy pani od angielskiego, kosztem lekcji, zaczynała lekcję od modlitwy. Nie, dlatego, że modlitwa im przeszkadzała, ale dlatego, że czas lekcji powinien być poświęcony nauce. Podobnie modlitwa na matematyce odbywa się kosztem nie tylko wolności światopoglądowej, ale także wiedzy dzieci.
Ostatnia kwestia, to wygoda rodziców. W sytuacji dzieci ze szkoły podstawowej ma to jeszcze znaczenie, bo rodzic robi za opiekuna w drodze do i z kościoła. Być może rozwiązaniem kompromisowym byłoby udostępnianie sali w szkole podstawowej po lekcjach kościołowi? Jednak religia w gimnazjum, czy w szkole ponadgimnazjalnej ma już tylko wady. Z jednej strony, te nieuczestniczące dzieci siedzą dwie godziny dłużej w szkole, marnując czas, z drugiej strony naprawdę wierzące osoby, często podkreślają brak atmosfery na lekcji do rozmowy o swojej wierze. Trudno nie dojść do wniosku, że walka o religię w szkołach ponadpodstawowych, to już nie walka o rząd dusz, tylko o pieniądze. Jednocześnie większość społeczeństwa uważa (64%), co nawet dostrzegają księża (http://ekumenia.pl/wp-content/uploads/2014/03/Edukacja-religijna-w-szkole-neutralnej-swiatopogladowo-B.Milerski.pdf), „że na lekcjach religii powinna być przekazywana przede wszystkim wiedza, a zwłaszcza kontekst historyczny i kulturowy religii”, a nie wiara.
I chociaż nie zmieniłam zdania w kwestii obecności religii w szkole, to dziękuję Tomaszowi Kamińskiemu za jego polemikę, tak rzetelną i posługującą się argumentami. Takiego poziomu dyskusji brakuje na poziomie dyskursu politycznego we współczesnej Polsce. Spierajmy się na argumenty, nie obelgi, wtedy łatwiej nam będzie zmieniać Polskę.