W normalnym kraju, tak delikatne dokumenty, dotyczące żyjącej, ale historycznej postaci, trafiłyby do badania autentyczności. Zanim ktoś rzuciłby oskarżenie, zdobyłby 100% pewność, że ma do czynienia z autentykami. Zbadano by całość i dopiero wydano komunikat.
Ale witam w Polsce PiS.
Już za chwilę wszyscy wiedzieli: w dokumentach są lojalki i raporty podpisane przez Lecha Wałęsę – TW Bolka.
Już media pytają: Winny, czy nie?
Już mamy jednoznaczne odpowiedzi polityków PiS mówiące o oczywistej, agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy (Morawiecki) i porównujące go do Stalina (Suski).
Wiadomości TVP też były niezawodne, to z nich dowiedzieliśmy się, że dokumenty zbadał grafolog. Ktoś to potwierdził? Nie. Ale kogo to?
Nawet ramówkę TVP1 zmieniono, żeby móc go bardziej obrzucić błotem. Mamy przecież niezależne, PiSowskie media.
I już nie miało znaczenia, że Lech Wałęsa to symbol walki o wolną Polskę i cały obszar byłego bloku wschodniego. Nasz jedyny, żyjący laureat Nagrody Nobla. I mimo, że po roku 1990 negatywnie oceniam zaangażowanie Lecha Wałęsy w politykę, nie mam wątpliwości, że w latach osiemdziesiątych to jego sylwetka jednoczyła Polaków. Nagle przestało mieć znaczenie, że wszyscy wiedzieli, że coś, kiedyś podpisał w latach siedemdziesiątych, a w osiemdziesiątych wielokrotnie zmazał winy.
Osądzony w 24h przez przez media i społeczeństwo – winny. Niech udowadnia, że jest inaczej.
A mnie jest po prostu smutno.