No właśnie, jak czytamy w artykule „Komorowski o konwencji przemocowej: Prof. Zoll ma do niej zastrzeżenia. Warto się im przyjrzeć” Prezydent Komorowski musi się przyjrzeć, konsultować, zasięgnąć opinii np. prof. Zolla, a może wysłać do Trybunału Konstytucyjnego, gdzie czeka już profesor Rzepliński, laureat nagrody za zaangażowania w pracę na rzecz Kościoła.
Czy Prezydent nie ma prawa do zastanowienia?
Oczywiście, że ma, tylko mam wrażenie, że przyczyną tego zastanowienia, nie jest ani obawa o niekonstytucyjność konwencji, ani wątpliwości dotyczącej jej celowości, a czysty rachunek polityczny. Idą wybory prezydenckie (10 maja), Bronisław Komorowski liczy na głosy elektoratu PO, ale również PIS i PSL, które wystawiły nieliczących się polityków. Na lewicy jest ciasno, swoich kandydatów mają SLD, TR, a nawet Zieloni (oczywiście zobaczymy, kto zbierze 100 000 podpisów), a na prawicy pusto i do zebrania mnóstwo głosów wyborców.
Czyli Prezydent kalkuluje, że prawicy i Kościołowi lepiej się przed wyborami nie narażać, zastanawia się, może wyśle do TK, czyli gra na czas. Co my (kobiety, ale również mężczyźni, przeciwni obecnej ochronie kobiet i dzieci przed przemocą w rodzinie) możemy zrobić? Też zagrajmy, nie głosujmy na Bronisława Komorowskiego w pierwszej turze, zagłosujmy na tych, którzy nie mają szansy, ale na pewno tę konwencję popierają. Pamiętajcie, gra na czas jest karana i my dajmy Komorowskiemu żółtą kartkę za grę na czas, za kolejne pobite kobiety i dzieci, za nicnierobienie dla swojego partykularnego zysku w postaci wygranej w pierwszej turze. Mam nadzieję, że się mylę, że Prezydent się zreflektuje i podpisze konwencję, ale pamiętajmy naszą żółtą kartką jest nasz głos, a właściwie jego brak w pierwszej turze. Nie wiem jak Wy, ale ja swoją żółtą kartkę już z szuflady wyjęłam.