Dlaczego teraz o tym piszę? Bo po rozpoczęciu akcji „świecka szkoła” znudziło mi się już wyjaśnianie różnicy między liberałem, a zwolennikiem lewicy.
Co dla mnie oznacza bycie liberałem? Wiarę, że największą wartością jest wolność, wolność jednostki do samostanowienia i wolność gospodarcza. Oczywiście każda wolność ma granice, dla mnie dwie najważniejsze: wolność i prawa drugiej jednostki oraz rozsądek.
Jestem zwolennikiem swobody gospodarczej, bez licznych regulacji charakterystycznych dla naszego kraju. Opowiadam się za niższymi podatkami (a przede wszystkim prostszymi), zmniejszenia innych obciążeń dla przedsiębiorców i co za tym idzie oszczędniejszym i mniej biurokratycznym państwem. Za państwem, które ma zaufanie do swoich obywateli. Nie chcę też, aby z naszych podatków finansowano nierentowne kopalnie i zabezpieczano przed dekoniunkturą rolników (chyba, że ich problemy są skutkiem polityki państwa). Nie uważam, że państwo odpowiada za wszystkich, chociaż powinno pomagać potrzebującym tego nieletnim, chorym, czy niepełnosprawnym.
Państwo ma finansować z budżetu i innych dochodów głównie niezbędne usługi dla mieszkańców: edukację, służbę zdrowia, częściowo kulturę, infrastrukturę, administrację i bezpieczeństwo. Nie jestem skrajnym liberałem, zwolennikiem sprywatyzowania edukacji i ubezpieczeń zdrowotnych, bo z jednej strony jesteśmy na to za biednym społeczeństwem, a z drugiej, dzieci muszą mieć prawo do edukacji (czy leczenia) niezależnie od zamożności rodziców.
A światopoglądowo jestem zwolennikiem prawa do związków partnerskich zarówno dla osób homoseksualnych jak i heteroseksualnych, do in vitro wg procedur lekarskich, nie norm wyznaczanych przez polityków, do swobodnego dostępu do antykoncepcji i pastylki „po”, a także do dopuszczalności aborcji w uzasadnionych przypadkach.
A przede wszystkim, jako rodzic i człowiek związany z edukacją, jestem stronnikiem świeckiej szkoły państwowej. Nie oznacza to, że jestem przeciwnikiem Kościoła Katolickiego, jestem zwolennikiem swobody wyznania, prawa do funkcjonowania szkół wyznaniowych i wychowania dziecka zgodnie z wiarą rodziców. Uważam jednak, że takie wychowanie nie powinno odbywać się w publicznej szkole, za publiczne pieniądze. Na rynku usług edukacyjnych są różne szkoły: prywatne, społeczne, kościelne i publiczne – samorządowe, i te ostatnie powinny być wolne od lekcji religii, a w pozostałych niech decydują rodzice i właściciele. Publiczna szkoła powinna być świecka (argumenty zawarłam w „Najwyższy czas wyprowadzić religię ze szkół!”).
I chociaż w Polsce nie ma klimatu na takie poglądy jak moje, to wierzę, że są one potrzebne, bo zawsze jest dużo osób do dzielenia pieniędzy, brakuje zaś tych, co rozumieją, że rozwój gospodarczy zawdzięczamy firmom (szczególnie tym niedużym), a nie głośnym związkom zawodowym. W polityce dominują zwolennicy ograniczania ludziom praw i wprowadzania regulacji, a nie ma tych, co potrafią uszanować prawo innych do myślenia, samostanowienia i brak tych, którzy nie chcą narzucać innym swojego stylu życia, czy zasad pochodzących z własnej wiary.
Po prostu w Polsce brakuje liberałów.