I tutaj pojawia się gorzka odpowiedź: brak wyobraźni, brak wiedzy, brak dobrego doradztwa w szkołach, brak alternatywy oraz brak umiejętności ścisłych, które umożliwiłyby studia w kierunkach poszukiwanych w Europie, jak informatyka, matematyka (najniższe bezrobocie wśród absolwentów wg MNiSW), czy kierunki inżynierskie.
Czy polska szkoła coś z tym robi? Nie.
Przyjrzyjmy się jak to wygląda:
- Brak wyobraźni i wiedzy, bo uczniowie nie szukają i nie są bombardowani w szkole informacjami o stopie bezrobocia po poszczególnych kierunkach studiów, nie widzą wad zawodu prawnika, czy lekarza, tylko wychowują się na „Prawie Agaty” i „Na dobre i na złe”, czy „Lekarzach”. Jedynymi profesjami, które znają oprócz tych, które wykonują ich rodzice, a które nie spełniają ich aspiracji, są te serialowe, oraz takie jak nauczyciel lub lekarz. Każdy widzi się też w gabinecie psychologa, ale oczywiście nie jako pacjent. I kto nie chciałby być prezesem, najlepiej takim o którym piszą w gazetach, że zarabia miliony? Nie wiedzą, że są zawody, w których odnajdą się tylko najlepsi i najbardziej zdeterminowani i inne, gdzie pracę znajduje też przeciętny absolwent.
- Brak wiedzy o zawodach. Doradztwem zawodowym (szczególny nacisk etap gimnazjalny) zajmują się zawodowi nauczyciele, którzy sami nic innego poza pracą w szkole nie robili, zarabiają poniżej średniej i nie znają realiów pracy w większości zawodów. Nie tylko są słabo wyposażeni w dane, ale niewiarygodni dla uczniów! W filmach pochodzących z USA często natomiast widzimy rodziców przychodzących do klasy i opowiadających o swojej pracy, zarobkach i wymaganiach, jakie stawia. Można też stworzyć cykl filmów dostępnych w Internecie, gdzie pokazuje się warunki, zarobki i drogę zawodową, a także wady i zalety zawodu tokarza, hydraulika, menadżera, prawnika pracującego jako adwokat i jako urzędnik, a także ludzi, którzy nie pracują w swoim wyuczonym zawodzie wraz z odpowiedzią dlaczego się tak dzieje. Cykl filmików reklamowych „Zostań zawodowcem” niewiele tu zmienia, bo dostarcza za mało informacji i dotyczy tylko nauki w technikum. Dodatkowo w doradztwie zawodowym w szkole nie ma nic z oceny indywidualnych uzdolnień i zainteresowań ucznia!
- Brak umiejętności matematycznych. Rokrocznie najsłabiej na testach gimnazjalnych wypada matematyka, niezbędna na kierunkach ścisłych. Wypada słabo, mimo, że w PISA Polacy radzą sobie bardzo dobrze. O czym to świadczy? O oczywistym fakcie, że mimo wyników PISA, gdzieś szwankuje nauczanie matematyki, ale również o tym, że albo inne testy są za łatwe, albo z matematyki za trudny i zniechęcający do dalszej przygody z tym przedmiotem. Brakuje polityki państwowej stawiającej na kształcenie matematyczne na wielu etapach edukacji, tak, żeby na maturze znowu królowa nauk nie stawała się przyczyną większości niepowodzeń. Matematyki da się nauczyć nawet przeciętnego ucznia, tylko wymaga to więcej indywidualnej pracy, na którą nie ma czasu nauczyciel. Dlaczego np. na lekcjach języków mamy podział na grupy kilkunastoosobowe, a matematyka jest prowadzona zawsze dla całej klasy? Dlaczego tak traktowany jest przedmiot, w którym tak ważna jest możliwość spytania, gdy czegoś się nie rozumie i który jest piętą Achillesową maturzystów, a zarazem kluczem do wyboru zawodów ścisłych i technicznych? Dlaczego tak brakuje programów pracy z uczniem słabym (wyrównywanie braków) i zdolnym (rozbudzenie pasji, która umożliwi wychowanie przyszłych twórców nauki i nowatorskich technologii). Może warto rozważyć zmniejszenie pensum nauczycielom matematyki, przy nałożeniu na nich obowiązkowych konsultacji dla uczniów? Matematyki bardzo jest trudno nauczyć się samemu z książek. O nauczaniu informatyki w szkołach (tu kłania się brak konkurencyjności zawodu nauczyciela) nawet nie wspomnę, bo musiałabym zacząć kląć ponad miarę.
Może najwyższy czas, żeby zamiast jednocześnie narzekać na brak pracy dla młodych absolwentów uczelni i równoczesny brak informatyków, inżynierów, czy techników, coś w tej kwestii zrobić? Zamiast deliberować, jak to jest, że 19% nie zdaje matematyki na maturze, zmienić warunki jej nauczania? Może warto spojrzeć na wzorce krajów gdzie bezrobocie wśród młodych jest najmniejsze i od wczesnych lat ułatwiać młodzieży wybór zawodu (niekoniecznie drogi akademickiej) zgodnej z ich zdolnościami i możliwościami? Ja wiem, że edukacja jest tematem popularnym tylko wśród rodziców, ale może najwyższy czas poza populistycznymi wnioskami o likwidację gimnazjum i krzykiem o prawach 6 latków, pomyśleć, co w obecnym systemie zrobić, żeby mniej młodzieży wybierało autostradę do bezrobocia, jaka są studia na najbardziej obleganych kierunkach?
Zróbmy coś, zanim wykształcimy kolejną rzeszę niezadowolonych i sfrustrowanych wyborców partii populistycznych, które zapewnią nam nie drugą Japonię, czy Niemcy, ale Grecję!